wtorek, 18 października 2011

Odchudzanie a niedoczynność tarczycy. Prawdziwa historia


Odchudzanie a niedoczynność tarczycy.
Moi drodzy postanowiłam opisać moją drogę do otyłości i późniejsza walkę. Zaczęło się to w czerwcu 2008 roku, kiedy to z bliżej nieznanych mi przyczyn utyłam sporo kilogramów w 3 miesiące. Wiem, że brzmi to nie prawdopodobnie, ale tak było. W tej chwili na pewno zastanawiacie się Państwo jak to możliwe, że tak szybko, w tak krótkim czasie, że nie reagowałam itd. Jak już wspomniałam był to czerwiec a więc początek lata. Zabiegana w pracy i na uczelni nie miałam chwili na zamartwianie się kilkoma dodatkowymi kilogramami. Myślałam zrzucę jak ta gonitwa się skończy. Ubierałam się lekko i zwiewnie w mało obcisłe ubrania. Oczywiście widziałam, że przytyłam, ale nie miałam pojęcia jak wiele. Dopiero, gdy przyszedł wrzesień i trzeba było wbić się w cieplejsze ubrania w moje ulubione garnitury, które jakoś dziwnie się skurczyły, zmalały wtedy dotarło do mnie, że bardzo utyłam, ale jeszcze wtedy nie przypuszczałam jak bardzo. Gdy 18 września 2008 roku stanęłam na wadzę u dietetyka przeżyłam szok! Myślałam, a raczej miałam nadzieję, że waga się posuła akurat podczas mojej wizyty. Niestety prawda była okrutna i druzgocząca. Trzydzieści dodatkowych kilogramów. Szok czyż nie?
Na chwilę wszystko stanęło w oczach migał mi stan licznika wagi i głos dietetyczki 105 kilogramów. Nie załamałam się, pomyślałam „łatwo nie będzie, ale dam radę”. Z natury jestem waleczną kobietką ( a może byłam 3 lata temu) Postanowiłam wtedy, że się odchudzę z dietetykiem, fitnesem i wsparciem mojego kochanego partnera. Przystąpiłam, do realizacji mojego planu chudnięcia. Dieta skonstruowana dla mnie plus codzienne ćwiczenia na siłowni, fitnesie i raz w tygodniu basen. Ku zdziwieniu dietetyczki i mojemu wysiłki nie przynosiły żadnych rezultatów. Dietetyczka bliska mi była nie wierzyć, ale na każde spotkanie jeździł ze mną mój partner. Jestem poważną i dorosłą kobietą, po co miałabym tracić kasę na dietetyka i jednocześnie objadać się w tajemnicy. Nic z tych rzeczy, trzymałam się mojej diety i ćwiczyłam w imię wyższego celu, jakim był powrót do poprzedniej wagi i sylwetki.
                Po trzech miesiącach mojej walki z otyłością ona wygrywała. Nie schudłam ani kilograma. Ciało owszem się modelowało i skóra była elastyczna. To wszystko za sprawą codziennych ćwiczeń. Wiedziałam, że coś jest nie tak, bo po pierwsze nic nie zmieniło się w moim życiu na tyle, żeby przybyło mi 30 kilogramów. Po drugie po 3 miesiącach diety i ćwiczeń nic nie schudłam. Wtedy nawet Pani dietetyk przyznała mi racje i kazała zrobić badania, nie mówiąc konkretnie, jakie. Przyszły święta Bożego Narodzenia a ja przerwałam dietę, bo, po co rezygnować z wszystkich przyjemności, jakie się z tym cudownym okresem wiążą, jeśli efektów brak. W listopadzie pojawiły się zaburzenia miesiączkowania i co miesiąc miałam nadzieję, że jestem w ciąży. W lutym 2009 znalazłam czas dla siebie i poszłam do lekarza, mojego ginekologa i opowiedziałam jej wszystko a ona skierowała mnie na badania tarczycy FT3, FT4, TSH i dodatkowo prolaktynę. Okazało się, że hormony są każdy w inną stronę.
Ustalone moja nadwaga i inne jej towarzyszące dolegliwości biorą się z problemów tarczycy. Moj ginekolog powiedział, że to niedoczynność tarczycy, ale zalecił wizytę u endokrynologa, aby wszytko potwierdzić i ustalić stosowne leczenie. Wychodząc z gabinetu czułam ogromna ulgę, że wreszcie wiadomo, co mi jest i radość, że wkrótce to się skończy i zacznę chudnąć. Bardzo się wtedy myliłam. W kwietniu 2009 roku wyjechaliśmy do Włoch odwiedzić naszą rodzinę w związku z Wielkanocą. Moja bratowa twierdziła, dziwnie wyglądam jakoś inaczej( nie chodziło jej o moja tusze, bo już mnie widziała na Boże Narodzenie) wtedy nie wiedziałam, o co jej chodzi. Po powrocie do Polski w słoneczną, kwietniową niedziele zażyczyłam sobie na obiadek kartofelki z wody, kotlecik schabowy z piersi z kurczaka i mizerie na słono oczywiście. Zjadłam wszystko ze smakiem a po kilkunastu minutach stwierdziłam, że zjadłabym flaczki. Moj partner spojrzał na mnie i powiedział, że chyba nasza córeczka rośnie w moim brzuszku:) wtedy stwierdziłam, że to nie możliwe i że jestem wygłodzona po Wielkanocy we Włoszech i żeby nie przesadzał. Zmęczona byłam już tymi testami ciążowymi, bo od kilku miesięcy miesiączkowałam, co 6-7 tygodni i przestałam wierzyć w to, że mogę być w ciąży, ale dla świętego spokoju w poniedziałek po pracy pobiegłam do apteki. Czekałam aż wrócimy do domu, bo absolutnie nie czułam już podniecenia przy wykonywaniu tego testu, bo i tak zawsze był negatywny. Tym razem było inaczej, jak zobaczyłam dwie kreski na teście to byłam w stanie wydusić z siebie tylko „oo” „oo”. Nigdy nie zapomnę twarzy mojego „męża”, który już czekał pod drzwiami łazienki. Jego oczy zaszklone od łez patrzyły na mnie z niedowierzaniem. I tak moi drodzy potwierdziło, się, że jestem w ciąży. ( To miała właśnie na myśli moja bratowa) W trybie ekspresowym umówiłam się do endokrynologa i co usłyszałam? Cytuję: do zaziębienie tarczycy, proszę nie pić zimnych napoi, nie jeść lodów itd. Oczywiście lekarz nie powstrzymał się z pytaniem „Czy zawsze była Pani taką dużą dziewczynką”
Brak słów. Nie dość, że zapłaciłam za wizytę i usłyszałam nie, wprost że jestem grubasem to absolutnie nie dostałam, żadnych leków tylko jod. Lekarz stwierdził, że zajmiemy sie tym po porodzie. I tak całą ciąże hormony wariowały. Od jednego z lekarzy na oddziale położniczym podczas konsultacji endokrynologicznej usłyszałam, że: „ Robienie TSH kobieta w ciąży to strata pieniędzy” Lekarz był bardzo nie przyjemny i ogóle nie zważał na to, co mówił i że jestem w ciąży. Wybiegłam cała zapłakana i z atakiem histerii, że przez 30 minut nie mogłam sie uspokoić. Natychmiast zadzwoniłam do mojego męża, żeby po mnie przyjechał i zabrał z tego szpitala. Po kilku innych bezskutecznych konsultacjach poddałam się i skupiłam na moim brzuszku z dzidzią w środku:)            W grudniu 2009 roku urodziła się nasza piękna i zdrowa córeczka.  W pierwszych miesiącach życia mojej córeczki byłam zbyt zajęta byciem mamą i zbyt zmęczona, aby znów podjąć walkę z moją otyłością i tarczycą. Dodam, że w ciąży wyglądałam i czułam się jak godżilla, :) ale to tylko w gorsze dni. Bo bycie w ciąży jest czymś wspaniałym i jedynym w swoim rodzaju:) są też mniej przyjemne strony, ale są niczym w porównaniu z tymi wspaniałymi momentami, kiedy czuję się ruchy dziecka, słyszy bicie serduszka, i widzi małego człowieka podczas badania USG. Coś wspaniałego:)
W kwietniu 2010 roku nastąpił przełom. Wyjechaliśmy do Włoch na kilka miesięcy gdzie mogłam liczyć na pomoc mojej teściowej, która mogła zostać z dzieckiem, kiedy to ja i moja bratowa Monica zaczęłyśmy wizyty u lekarzy. Przyznam, że zupełnie inaczej tam na mnie patrzono nie jak na spaślaka, tylko jak na osobę, która ma problem. Z badań wynikało jednoznacznie- niedoczynność tarczycy. Umówiłam się na wizytę do endokrynologa we Włoszech. Bałam się strasznie ze potraktuje mnie dokładnie tak samo jak lekarze, na których trafiłam w Polsce. Wcale nie twierdze, że mamy kiepskich lekarzy. Po prostu ja trafiłam na tych nie właściwych.Pani endokrynolog potwierdziła wyniki badań i była w szoku ze w Polsce w czasie ciąży nie stosowano leczenia. Po dwóch miesiącach na eutyroxie mogłam zacząć dietę:) i tak w 7 tygodni schudłam 11 kilogramów:) jak? Opowiem w innych artykułach na moim blogu. Potem wydarzyło się kilka innych rzeczy, które sprawiły, że znów wróciła mi waga początkowa. Moja tarczyca znów zaczęła płatać figle. Po tym jak zmuszona byłam zmienić leki, ponieważ te, które stosowałam, powodowały bardzo silne migreny. Z obawy przed kolejną ciąża zaczęłam brać tabletki antykoncepcyjne i regulowanie mojej tarczycy przedłużyło się w czasie. Zaczęłam w grudniu nowe leki a w sierpniu dopiero ustaliłyśmy właściwa dawkę leku, która była wyższa niż w przypadku eutyroxu.
W sierpniu tego roku wynik TSH był wreszcie poprawny. Pełna zapału i energii zaczęłam walkę z otyłością. Niestety po raz kolejny poniosłam klęskę: ( jestem obecnie w trakcie badań tarczycy i innych zaleconych przez lekarza. Oprócz kilku dodatkowych kilogramów mam depresje i niskie poczucie własnej wartości.
Właśnie, dlatego postanowiłam pisać tego bloga i poświęcić go odchudzaniu i otyłości, która nie zawsze spowodowana jest obżarstwem jak to wielu nietolerancyjnych ludzi w naszym społeczeństwie uważa. Wiem, że jest wiele osób takich jak ja, i właśnie dla nich i dla siebie chcę pisać mając nadzieję, że informacje tu zawarte pomogą innym i mnie samej.
Na moim blogu zamieszczać będę przepisy i wskazówki dla osób chcących schudnąć i utrzymać świetną sylwetkę bez większych wyrzeczeń.  Oczywiście, jeśli nie istnieją zdrowotne problemy braku ubytku wagi. Dla tych, którzy są w sytuacji takiej jak moja, że nie wiedzą, dlaczego nie chudną będę szukać podpowiedzi i podnosić nas na duchu. Mam nadzieję, że będę mogła liczyć na to samo z Waszej strony:)
Będę też pisać o postępach mojej diety jak już ją zacznę. Zaraz po tym jak lekarze znajda przyczynę mojego niechudnięcia.
Bardzo Chętnie opowiem Wam jak schudłam 11 kilogramów w zeszłym roku. Co robiłam żeby przetrwać ten trudny okres, jakim nie wątpliwie jest dieta. Ja mam cudownego męża i małą grupę przyjaciół, którzy mnie wspierają. Wiem, że nie każdy może na to liczyć. Wielu ludzi traktuję ludzi otyłych jak „niższą klasę” jak gorszych od siebie. Nie wszyscy mają wsparcie w rodzinie i wśród przyjaciół i to jest bardzo smutne. Stąd ten blog.

1 komentarz:

  1. Ja juz kilka lat borykam się z niedoczynnością i niestety wahania hormonalne są normą raz na jakiś czas. NAdwagi nie mam- ale bardzo sie pilnuje. Praktycznie cały czas dieta i liczenie kalorii, do tego aktywność fizyczna. Jedyny smutny wniosek to taki, że juz niegdy nie podjem sobie jak zdrowy człowiek, a wszyscy wokół nadal będą komentować "ty znow na diecie? po co?"...

    OdpowiedzUsuń